Bioderma Sebium Global

Bioderma Sebium Global

Obiecywałam sobie, że już zacznę regularnie pisać, a wyszło jak zawsze. No może teraz się uda, mam już porobione mnóstwo zdjęć i coraz więcej pomysłów, teraz tylko zmobilizować się do pisania. 

U mnie ostatnio zmiany na tle zawodowym i udało mi się załapać do salonu kosmetycznego, na razie na pół etatu na okres próbny, ale bardzo się z tego cieszę. Mam okazję dużo się nauczyć i zdobyć potrzebne doświadczenie. Codziennie się uczę i zdobywam doświadczenie. Wiem, że to jest to co chcę robić w przyszłości. Zaczęłam też naukę na kierunku technik masażysta. Wszystko zmierza w dobrą stronę... Teraz jeszcze zadbać o bloga...

Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją kremu Bioderma Sebium Global do cery trądzikowej



Krem znajduje się w białym opakowaniu z zielonymi elementami. Opakowanie ma pojemność 30ml, nakrętka jest odkręcana i zawiera wygodny dozownik (jeżeli tak to mogę nazwać). 

Cena to ok. 48zł poza promocją bo można go dostać dużo taniej. Jest to krem apteczny tzw. dermokosmetyk, więc cena nie jest moim zdaniem wygórowana. Uważam, ze Bioderma ma dosyć przystępne ceny, a w promocji można dostać je w okazyjnych cenach.

Krem posiada bardzo lekką konsystencję, szybko się wchłania i delikatny zapach, który nie wiem czemu kojarzy mi się z zapachem jakiegoś męskiego kosmetyku. 


Poniżej możecie zapoznać się z obietnicami producenta i składem tego kremu:



A teraz czas na najważniejsze. Jak krem działa i jak jego działanie pokrywa się z obietnicami producenta ?

Jak już wcześniej wspomniałam ma lekką konsystencję, dobrze i szybko się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy na twarzy, nie roluje, opakowanie jest wygodne w użytkowaniu i fajnie się aplikuje krem. Używam go dosyć regularnie od 1,5 miesiąca i mam go jeszcze sporo, więc mogę stwierdzić, że jest to produkt wydajny. Dzięki swojej konsystencji świetnie się sprawdza pod makijaż za co daję mu duży plus. Nie wysusza ani nie zapycha cery. Jeżeli chodzi o jego działanie matujące to owszem matuje, ale nie na długo. Niestety ja mam bardzo tłustą cerę i chyba nie znalazłam sposobu, aby była matowa przez cały dzień, więc zawsze muszę mieć przy sobie bibułki matujące i puder bo po jakimś czasie zaczynam się strasznie błyszczeć. I ten produkt tego problemu nie załatwił, ani nie zmniejszył, tak jak moja cera się przetłuszczała, tak samo przetłuszcza się w tym momencie. Natomiast poprawił koloryt mojej cery i zmniejszył zaczerwienienia. Działanie na niedoskonałości i rozszerzone pory oceniam dosyć przeciętnie, trochę pod tym względem poprawił stan mojej cery, ale bez efektu "wow". Nawilżenia nie zauważyłam, dlatego na noc stosowałam jakiś kremik nawilżający. 


Podsumowanie:

Mimo wszystko uważam ten krem za przyzwoity. W regularnej cenie bym go nie kupiła, ale w promocji można się na niego skusić. Warto sprawdzić jak się u was sprawdzi. Każda cera inaczej reaguje i każdy ma inne wymagania oraz spostrzeżenia. Ja uwielbiam go pod makijaż i chociaż cudów nie czyni to z przyjemnością go stosuję m.in jako bazę pod makijaż.  

Wrześniowe pudełko beGLOSSY.

Wrześniowe pudełko beGLOSSY.

Po dość długiej przerwie postanowiłam w końcu wziąć się za mojego bloga, którego strasznie zaniedbałam. Ostatnio dużo się w moim życiu działo, więc nie miałam ani czasu, ani niestety chęci i motywacji do prowadzenia bloga. Teraz mam nadzieję uda mi się powrócić do regularnego, systematycznego pisania na blogu.

Dzisiaj będzie o beGLOSSY. Dosłownie niedawno był u mnie kurier, którego nie mogłam się cały dzień doczekać, żeby poznać w końcu zawartość pudełeczka z tego miesiąca. Nie jest to moje pierwsze pudełko, ponieważ do subskrypcji dołączyłam już w zeszłym miesiącu, a także zakupiłam edycję specjalną wSPAniale :)

A tak oto prezentuje się zawartość mojego pudełeczka. Dodam, że trafiła do mnie wersja b. 





1. Bee Pure serum na jadzie pszczelim- z aktywnym nowozelandzkim miodem Manuka UMF 20+ i peptydami oraz 24-karatowym złotem, które nadaje gładkość i odświeża skórę. Jest to próbka o zawartości 3ml, a pełnowymiarowy produkt (30ml) kosztuje 209zł.

Przyznam, że jestem ciekawa tego produktu, chociaż to tylko próbka to fajnie, że będę miała okazję wypróbowania. Zwłaszcza, że to dość drogi kosmetyk, na który sama pewnie bym nie zdecydowała. Na początek pewnie wykonam próbę uczuleniową, żeby nie okazało się, że mam uczulenie na jad pszczeli. Produkt i firma wcześniej dla mnie nieznana, tym bardziej się cieszę.

2. Benefit it's potent!-  rozświetlający krem pod oczy, który likwiduje cienie pod oczami i fantastycznie nawilża. Odpowiedni dla każdego rodzaju skóry. Próbka 3g. Pełnowymiarowy produkt o pojemności 14g kosztuje 129zł

Za ten produkt duuuuży plus. To chyba cieszy mnie najbardziej, ale o tym wiedziałam już od kilku dni bo beGLOSSY zdradziło ten sekrecik już wcześniej. Cieszę się, że mam okazję wypróbowania czegoś z Benefitu, znowu produkt, którego na razie pewnie sama nie kupię. Strasznie jestem ciekawa jego działania. 

3. Isis Pharma- peeling kosmetyczny z kwasem glikolowym (12%), który poprawia wygląd skóry, zwiększa jej elastyczność i napięcie. Usuwa przebarwienia oraz stymuluje syntezę kolagenu. Znowu próbka (5ml), a pełnowymiarowy produkt (30ml) kosztuje 85zł. 

Kolejna próbka. Szkoda, że pojemność nie jest trochę większa bo wystarczy zaledwie na 2-3 użycia, a zalecana jest przynajmniej kilkunastodniowa kuracja. Ale zobaczymy jak się sprawdzi po tych dwóch użyciach. Firma również przeze mnie nie znana, więc fajnie, ze mogę poznać coś nowego. 

4. Pantene Pro-V błyskawiczny tonik wzmacniający- kuracja w postaci toniku bez spłukiwania dodatkowo wzmacnia włosy, chroni je przed wypadaniem oraz zwiększa objętość nawet o 40%. Zawiera witaminę B3 i prowitaminę B5, które wnikają głęboko do wnętrza włosów. Jest to pełnowymiarowy produkt (95ml), a jego cena to ok. 21,99.

Produkt typowo drogeryjny, ale mimo wszystko ciekawa jestem jak się u mnie sprawdzi. Ostatnio znowu strasznie wypadają mi włosy, więc może przyda się trochę wzmocnienia i to mi pomoże. Jednak uważam, że mimo wszystko produkty drogeryjne nie powinny się tu znajdować. Ale akurat to mi przypadło do gustu. 

5. Yves Rocher wydłużający tusz do rzęs 360 stopni (edycja specjalna)- czarny tusz do rzęs 360 stopni doskonale wydłuża i pokrywa kolorem 100% rzęs. Szczoteczka z elastomeru dokładnie je rozczesuje. Specjalna formuła zapewnia trwałość do 12 godzin!. Pełnowymiarowy produkt (8ml) w cenie 42 zł.

Jestem zdania, że tuszy nigdy nie za wiele :D W zapasie mam obecnie jeden, więc kolejny nie zaszkodzi,. A tusze zużywam jednak szybko bo to kosmetyk, który używam niemal codziennie. Zobaczę czy się z nim polubię. Sama pewnie bym go nie kupiła. 

6. Uriaga balsam do ciała- lekka konsystencja balsamu sprawia, że codzienna pielęgnacja skóry jest prawdziwą przyjemnością. Skóra staje się jedwabiście gładka i idealnie nawilżona oraz odżywiona. Jest to prezen, czyli produkt dodatkowy o pojemności 50ml, a pełnowymiarowe opakowanie (500ml) kosztuje 79,99. 

Z Uriage do tej pory miałam jedynie wodę termalną. Takie małe opakowanie z pewnością fajnie sprawdziłoby się na wyjazdach. Balsamów u mnie pod dostatkiem, ale chętnie przygarnę jeszcze jeden do przetestowania :D

Do tego były dołączone ulotki informacyjne, próbka kremu z Yves Rocher i kod -40% na wybrany kosmetyk Yves Rocher oraz kod -15 złna jedną z edycji specjalnych beGLOSSY.

I tak własnie przedstawia się wrześniowe pudełeczko. Podsumowując to jestem zadowolona i jeżeli miałabym ocenić dałabym mu 4+. Szkoda, że pojemności są takie małe, ale są to jednak dosyć drogie produkty oraz takie, po które sama bym nie sięgnęła, więc miło że mogę je przetestować. Niektóre mogłyby być troszkę większe. Taki mały minusik za ten Pantene bo niby mnie zaciekawił, ale chyba lepsze byłoby coś mniej drogeryjnego i ogólnodostępnego. 

Jak mówiłam nie było to moje pierwsze pudełko. Miałam też edycję wrześniową i edycję specjalną. Niestety nie pokazywałam tego na blogu z przyczyn zaniedbania bloga :D Na pewno w większości znacie jego zawartość, ale poniżej wkleję jeszcze zdjęcia obu pudełek już bez zagłębiania się w szczegóły. Oba mi się spodobały, ale zdecydowanie edycja specjalna była moim faworytem. A porównując sierpniowe i wrześniowe pudełko to zdecydowanie to wrześniowe spodobało mi się bardziej. 






Co nowego przybyło w czerwcu ?

Co nowego przybyło w czerwcu ?

W momencie, gdy Wy czytacie tego posta to ja zapewne jestem już nad morzem. Przyszedł czas na podsumowanie nowości z czerwcowych. Ja tutaj o zakupach czerwcowych, a tutaj już pierwsze rzeczy kupione w lipcu. Oczywiście nie mogłam przejść obojętnie obok Biedronki, dlatego do tego posta dołączam również fotkę z zakupów poczynionych właśnie w Biedronce. 

Poniższe rzeczy kupiłam w Hebe i już mogę powiedzieć, że ten krem do depilacji to kompletny niewypał. Najprawdopodobniej poświęcę mu osobny post. 

Przybyło też kilka próbek, które są świetną alternatywą na wyjazdy i dlatego część z nich pojechała ze mną nad morze.


Kolejne trzy zdjęcia to zakupy z Rossmanna zrobione z myślą o zbliżającym wyjeździe. Miniaturki produktów czy małe pojemniczki świetnie sprawdzają się w podróży i pozwalają zaoszczędzić sporo miejsca. Po co zabierać masę całych produktów, których i tak nie zużyjemy do końca ? Takie rozwiązanie jest zdecydowanie praktyczniejsze. A pojemniczki na pewno posłużą nam podczas kolejnych wyjazdów. 




W Naturze z kartą payback była promocja -10%, wiec przy okazji i tam kupiłam kilka rzeczy. Pierwsze zdjęcie to również zakupy na wakacje. 


A tutaj jakieś ozdoby, lakiery, moja ulubiona kredka z essence, która mi się skończyła oraz nowa pęseta bo stare już praktycznie sobie nie radzą z wyrywaniem brwi. 


 A w Hebe zaopatrzyłam się w suchy szampon (wtedy jeszcze nie wiedziałam o promocji w Biedronce ) dwa peelingi w saszetkach (również na wyjazd) i nowa temperówka bo starą gdzieś zapodziałam.

W hebe dostałam tez kilka próbek (te u góry) z czego dwie oddałam mamie i nie ma ich na zdjęciu bo nie były przeznaczone dla mojej cery, a te na dole mam z jakiegoś katalogu vichy. 


W jakiejś nowej drogerii kupiłam słynną odżywkę Jantar.


I to co podoba mi się najbardziej. Dużo nowych perfum :D Trzeba uzupełnić zapasy. Uwielbiam zapachy Bruno Banani. Pierwsze dwa kupione na promocji -50% w Super Pharm i za oba zapłaciłam jedyne 102 zł (jedyne bo jak na dwa zapachy z  Bruno Banani to chyba tania cena ?). A ten trzeci kupiłam w Rossmannie, był w promocji, a do tego miałam kupon -30%, więc w sumie kosztował mnie ok 54 zł. 


A na koniec wczorajsze zakupy z Biedronki. Kusi mnie jeszcze żel z dezodorantem z adidasa i duży płyn z BeBeauty, więc może coś jeszcze dokupię :)


A już wkrótce denko i post z moimi wakacyjnym zdobieniem paznokci :)
Piękne rzęsy z Bodetko Lash ?

Piękne rzęsy z Bodetko Lash ?

Dzisiejszy post będzie poświęcony odżywce firmy Bodetko Lash. Używam jej już trochę ponad miesiąc i czas powiedzieć coś o efektach tej kuracji. 


Odżywka zapakowana jest w czarne pudełko ze złotymi elementami. W takiej samej kolorystyce jest pudełeczko z odżywką i aplikatorem. Wyglądem przypomina płynny eyeliner, a w środku znajdziemy cieniutki pędzelek podobny do tego z eyelinerów. Wygląd bardzo estetyczny i elegancki. Cena może trochę powalić  nóg bo kosztuje aż 189 zł za 3 ml produktu. Ale jest to produkt dosyć wydajny. Używam jej od ponad miesiąca i jak na razie nie odczuwam, żebym zbliżała się do końca. Myślę, że wystarczy jeszcze na parę miesięcy. 


Producent zapewnia, że po kuracji tą odżywką nasze rzęsy będą długie i gęste. Odżywkę należy stosować wieczorem, a sposób jej aplikacji jest bardzo prosty. Odżywkę aplikujemy wzdłuż powieki, przeciągając aplikator po rzęsach przy ich nasadzie (jakbyśmy używały eyeliner). 

Skład: Aqua, Bimatoprost, Euphrasia Officinailis Extract, Sodium Chloride, Alkohol Denat., Benzalkonium Chloride 

Skład krótki, a na drugim miejscu znajdziemy składnik, który ma odpowiadać za porost naszych rzęs. Może on podrażniać. Producent ostrzega, że może wystąpić chwilowe uczucie pieczenia bądź swędzenia. Ja u siebie takich skutków nie zaobserwowałam. 


A co z jej działaniem ? Jak mówiłam używam jej od miesiąca i rzeczywiście widzę efekt. Rzęsy są przede wszystkim gęstsze i troszkę dłuższe. Poniżej możecie zobaczyć zdjęcia przed i po kuracji. Niestety nie oddają one w zupełności efektu. Na zdjęciach tego za bardzo nie widać, ale ja po miesiącu kuracji widzę, że moje rzęsy wyglądają lepiej. Może nie jest to jakiś zniewalający efekt, ale jest. A odżywa jeszcze mi posłuży, więc zobaczę co będzie później :) Pokażę Wam efekty na koniec kuracji.

Dodam jeszcze, że ogólnie to jestem zadowolona z moich rzęs bo są dosyć długie i gęsta, ale zawsze może być lepiej. Moja mama zawsze mi mówi, że zazdrości mi moich rzęs i tez by takie chciała :D


Używałyście tej odżywki ? A może macie jakąś odżywkę, którą możecie polecić ?


PS. A ja lecę się pakować bo jutro wyjeżdżam nad morze i jeszcze dużo rzeczy muszę porobić. Mam nadzieję, że będę miała internet i nadrobię trochę zaległości blogowe. A jak nie to napiszę klika postów na zapas i będą się publikować automatycznie pod moją nieobecność. A w następnym poście może moje wakacyjne paznokcie ? Co wy na to ? 
Bardzo spóźnione denko majowe

Bardzo spóźnione denko majowe

Denko miało ukazać się jak zwykle na początku miesiąca, a tym czasem mamy już prawie koniec czerwca, a ja zabrałam się za majowe denko (tu już czerwcowe denko się zbliża) . Czasu tak mało, a tematów na posty tak dużo...


Trochę się tego nazbierało, ale przejdźmy po kolei do każdego produktu.


Balea Jeden Tag Shampop- miałam już ten szampon, ale w wersji malinowej i bardzo go lubiłam. Teraz dostałam jabłkowy i ten zapach jest po prostu boski. W zapachu to się po prostu zakochałam. Szampon dobrze oczyszcza, dobrze się pieni i jestem zadowolona z jego działania. Od dłuższego czasu używam szamponów głównie z Balei i nie narzekam. Szampon ma przede wszystkim umyć włosy, a ważniejsze są odżywki. Zauważyłam, że przy tych szamponach włosy nie przetłuszczają mi się już tak bardzo, jak wcześniej i nie muszę codziennie ich myć. Używam ich regularnie różnych wersji szamponów Balei i przez długi czas pewnie będę ich używać. 

Bale Seidenglanz Spullung- odżywka, która ma za zadanie nabłyszczyć nasze włosy. Używałam głównie podczas mycia włosów metodą OMO. Do tego celu sprawdzała się idealnie. Jest to bardzo lekka odżywka, nie obciąża włosów, nie zauważyłam, żeby specjalnie te włosy nabłyszczała, ale na pewno ułatwiała późniejsze rozczesywanie włosów. Jako lekka odżywka albo odzywka do mycia metodą OMO sprawdza się idealnie. Kosztuje grosze (podobnie jak szampon), ale niestety jest słabo dostępna bo jedynie w drogeriach DM lub poprzez internet, ale wtedy ceny są troszkę wyższe. Być może skuszę się na nią ponownie lub jakąś inną wersję. 

AA cera wrażliwa kojący tonik bezalkoholowy- toni ten jest bezzapachowy, bez dodatku parabenów, barwników i alergenów, czyli stworzony dla osób z cerą wrażliwą. Ja takiej nie mam, ale był taki okres, że taki produkt znalazł się w mojej kosmetyczce. Toników używam po każdym kontakcie z wodą, aby przywrócić naturalne pH skóry (bo takie zadanie ma tonik). Jakichś specjalnych właściwości na mojej cerze nie zauważyłam, ale tonik to ma właśnie za zadanie przywrócić naturalne pH skóry, więc wiele od niego nie oczekuję. Nie wiem czy kupię ponownie. 


Emolium emulsja do kąpieli- od dłuższego czasu zmagam się z różnymi alergiami i wysypkami. Ten produkt często wówczas gościł w mojej wannie. Przede wszystkim koił uczucie swędzenia, pomógł mi również, gdy na całym moim ciele pojawiła się pokrzywka. Woda po nim przybiera lekko białe zabarwienie. Pewnie jeszcze po niego sięgnę bo naprawdę mi pomagał.  

Balea Dusch Peeling- po pierwsze nie podobał mi się jego zapach, był sztuczny, chemiczny i nie czułam w nim w ogóle cytrusowego aromatu. Jako peeling był dosyć delikatny i strasznie się pienił podczas wykonywania peelingu co mnie zdziwiło. Pierwszy raz spotkałam peeling, który się pieni i to bardziej niż żele, które mam. Nie przypadł mi do gustu i nie zakupię go ponownie. 

AA Slime Line 5D brzuch i talia- produkt antycellulitowy przeznaczony na okolicę brzucha i talii, ale ja stosowałam go również na uda. Dostałam go kiedyś na spotkaniu blogerek. Ma fajny cytrusowy zapach i jak już mówiłam stosowałam go również na uda, często przy tym stosowałam taki roller do masażu. Skóra po tym produkcie stała się bardziej miękka i jędrna. Cellulitu może nie zwalczy, ale to proces skomplikowany i wcieranie kremu nie pomoże. Mimo wszystko polubiłam go i może skuszę się na niego ponownie, ale w innej wersji. 

Cztery Pory Roku krem do rąk i paznokci glicerynowy- o tym kremie była już osobna recenzja, którą znajdziecie TUTAJ. Krem ten bardzo dobrze nawilża, wygładza dłonie, ma cudowny, słodki zapach, jest tani, wydajny i ma bardzo praktyczne, małe opakowanie, dzięki czemu idealnie sprawdza się do torebki. Pewnie jeszcze po niego sięgnę. 

BingoSpa maska do twarzy ze 100% olejem winogronowym- o tym produkcie róznież była recenzja TUTAJ . Twarz po tej masce jest nawilżona, gładka i ukojona. Nie podrażnia, nie pozostawia uczucia ściągnięcia, dobrze się rozprowadza, w zapachu przypomina mi zapach herbaty, ma niską cenę i dużą pojemność, dzięki czemu jest niezwykle wydajna. Polecam. 


Mary Kay mascara- w tym tuszu się zakochałam. Moje rzęsy były po nim długie i gruba, a moja mama pytała się czym ja maluję rzęsy bo wyglądam jakbym miała sztuczne doklejone. Nie osypywał się i wytrzymywał na rzęsach cały dzień, ta maskara towarzyszyła mi przez długi czas i jest jedną z lepszych jaką miałam. Niestety cena to ok 70zł, więc się na nią nie skuszę. Ta pochodziła ze spotkania blogerek bo sama pewnie bym tyle pieniędzy nie wydała. 

Virtual Splash Mascara- to jest przeciwieństwo tuszu z Mary Kay. Wcale nie wydłuża, ani nie pogrubia rzęs. Daje bardzo delikatny efekt, więc jeżeli lubicie taki to może Wam przypaść do gustu, ja jednak się z nią nie polubiłam. Efekt naprawdę delikatny, polecam dla osób o długich i gęstych rzęsach do ewentualnego przyciemnienia rzęs. Plusem jest to, że jest rzeczywiście wodoodporny i nie osypuje się. Niestety ten tusz musiałam używać w połączeniu z innym bo sam nie dawał takiego efektu na jaki liczyłam. Za to fajnie sprawdzał się na dolnych rzęsach. 
Dzisiaj niekosmetycznie, czyli kilka zdań na temat filtrowania wody

Dzisiaj niekosmetycznie, czyli kilka zdań na temat filtrowania wody

Dzisiejszy post będzie niekosmetyczny co jest rzadkością na moim blogu, a dokładnie dotyczył będzie pewnego bardzo przydatnego w życiu gadżetu, jakim jest ten oto dzbanek do filtrowania wody od firmy Dafi. 


Ten dzbanek dostałam na spotkaniu blogerek, które odbyło się jakiś czas temu w Czechowicach. Była na blogu nawet relacja z tego spotkania. To, że go dostałam nie ma wpływu na moją opinię. Dodam jedynie, że w domu posiadam już jeden dzbanek do filtrowania wody, również z Dafi i korzystam z niego bardzo regularnie, więc to o czymś świadczy. Teraz w domu działamy na dwa dzbanki :D


Dzbanek Dafi wykonany jest z plastiku, a jego pojemność wynosi 2,4l wody, przy czym ok 1,2l to woda przefiltrowana. Dzbanek pochodzi z serii Arti i posiada bogatą gamę kolorystyczną, więc każdy znajdzie jakiś kolor odpowiedni dla siebie. Mój ma śliczny żółty kolorek, który od razu mi się spodobał. Jego cena wynosi ok 30-40 zł. Natomiast filtry wymienne kosztują ok. 9-12 zł i należy pamiętać o ich regularnym, comiesięcznym wymienianiu. Ta wersja dzbanka posiada dodatkowo specjalny, dodatkowy otwór do wlewania wody, dzięki któremu nie musimy ściągać całej pokrywki, a jedynie odsunąć klapkę i podłożyć pod kran. Naprawdę bardzo przydana funkcja. Dodatkową bardzo przydatną funkcją jest wskaźnik użycia filtra, na którym możemy zaznaczyć datę i kontrolować moment wymiany filtra na nowy. Dzięki tej funkcji na pewno nie zapomnimy o wymianie filtra. W moim pierwszym dzbanku nie ma tej opcji i z doświadczenia wiem, że zawsze zapominamy o tym, kiedy był wkładany poprzedni filtr i kiedy należy go wymienić. Przy tym dzbanku nie ma tego problemu. 


Do dzbanka wkładamy specjalny wkład, który to jest odpowiedzialny za cały proces filtrowania wody. Pewnie niektórzy spytają "co daje nam filtrowanie wody i po co w ogóle to robić ?". Taki zabieg ma naprawdę wiele korzyści. Filtrowanie wody pozwala m.in zapobiegać powstawaniu kamienia i osadu w czajnikach, garnkach oraz ekspresie, a także usuwa nieprzyjemny posmak chloru. Filtrowanie pozwala uzyskać zupełnie czystą wodę pozbawioną chloru, metali ciężkich oraz wszelkich substancji szkodliwych. Jest to zabieg szybki i bardzo korzystny.

Taka woda idealnie nadaje się do zarówno ciepły, jak i zimnych napojów, a także świetnie sprawdzi się przy gotowaniu obiadów. Po pierwsze mamy gwarancję czystej i zdrowej wody, a po drugie chronimy nasz sprzęt przed kamieniem. Jak dla mnie same plusy. Już nie wspomnę o tym, że można trochę zaoszczędzić na kupowaniu wody w sklepie, jeżeli przerzucilibyśmy się na wodę filtrowaną.

Najczęściej  filtrowanej wody używamy do napojów, szczególnie do dzbanka elektrycznego. U mnie w domu jest dosyć ciężka woda i zawsze zmagaliśmy się z kamieniem, a nie raz zdarzało się, że w herbacie pozostawał biały nalot. Od kiedy zaopatrzyliśmy się w pierwszy dzbanek problem ten został niewidoczny, a poranna kawa dużo smaczniejsza bo bez chloru i kamienia. Nie widzę też obaw przed piciem takiej nieprzegotowanej, a jedynie przefiltrowanej wody. W smaku jest bardzo dobra i nie smakuje jak zywkła, chlorowana kranówa. Dla mnie dzbanek ma same plusy i już nie wyobrażam sobie codziennego życia bez tego urządzenia. Wszystkim Wam mogę go serdecznie polecić.

Na koniec dodam, że takiego dzbanku można by też użyć w celu kosmetyczny. A mianowicie posiadając taki dzbanek spokojnie możemy używać przefiltrowanej wody m.in do mycia twarzy. 

A czy wy korzystacie w Waszych domach z dzbanków filtrujących lub innych filtrów do wody ? Co myślicie na ten temat ? Warto filtrować wodę czy nie ?
Masło Shea o zapachu waniliowym od mydlarni marsylskie.pl- recenzja

Masło Shea o zapachu waniliowym od mydlarni marsylskie.pl- recenzja

Wiem, że zaniedbuję bloga, ale czasu ciągle mało. Dzisiaj natomiast chciałabym Wam zaprezentować masło shea, które testuję już od prawie miesiąca. Masło to dostałam w ramach współpracy z mydlarnią marsylskie.pl. Dzisiaj przedstawię Wam recenzję tego masła, ale w planach mam tez osobny post o maśle shea, jego właściwościach i szerokim zastosowaniu, który prawdopodobnie pojawi się jeszcze w tym miesiący. A co myślę o tym produkcie ? Przekonacie się czytając tego posta. Zapraszam dalej po więcej szczegółów. 


Z kwestii technicznych to producentem tego masła jest firma Najel, ma pojemność 150g, kosztuje 29zł i jest zamknięte w plastikowym, zakręcanym opakowaniu. Możecie je dostać TUTAJ

Jest to naturalne nierafinowane masło shea o zapachu waniliowym, inaczej zwane Karite Mi zapachem przypomina w 100% białą czekoladę. Za każdym razem gdy go otwieram w głowie mam właśnie białą czekoladę. Jest po prostu boski- trochę słodki, ale bardzo przyjemny. Kolor lekko żółty. Bardzo wydajne. Używam dosyć często od miesiąca, a zużycie niewielkie co widać na zdjęciach. Konsystencja jest zbita i twarda. Żeby rozprowadzić je na ciele trzeba najpierw rozgrzać je w dłoniach, wówczas ono topnieje, robi się trochę tłuste i przypomina trochę olejek. Można też wstawić na chwilę do gorącej wody, ale jednak wygodniej i szybciej jest je rozgrzać w dłoniach. I taką metodę właśnie ja stosuję.


Jeżeli chodzi o działanie to stosowałam go głównie na ciało, ale czasami też na usta i kilka razy na twarz. I właśnie na ciele sprawdza się ono u mnie najlepiej. Po rozgrzaniu w dłoniach wsmarowuję je w skórę. Po aplikacji pozostawia tłustą warstwę, ale nie powinno to dziwić w końcu to jest masło. Jednak skóra nie jest po nim tak tłusta jak po oliwce/olejku. Skóra jest po nim bardzo dobrze nawilżona, gładka i miękka. Polecam go zwłaszcza posiadaczką bardzo suchej skóry. Czasami stosowałam go na twarz, gdy wymagała nawilżenia. Początkowo bałam się, że mnie zapcha, zwłaszcza że mam cerę tłustą. Nic takiego jednak się nie stało. Używałam go na noc, a rano cera była nawilżona, wyglądała zdrowo, świeżo i była niesamowicie gładka. Jednak moja cera nie potrzebuje tak czeto, takiego dużego nawilżenia, dlatego używam go do twarzy tylko w ramach potrzeby i sprawdza się świetnie. Stosowałam go też do ust i tam też się świetnie sprawdzało, dobrze nawilżało, a suche, spierzchnięte usta stawały się ładne i gładkie, ale bardzo nie lubię jego tłustej konsystencji na ustach i tego smaku na nich. Dlatego w ten sposób stosuję je bardzo sporadycznie i tylko wtedy jak już moje usta naprawdę potrzebują dobrej pomocy. Wtedy wkracza masło shea. Możne jest też stosować na włosy, ale jeszcze nie próbowałam i nawet czasu na to nie miałam,ale jak tylko zastosuję je na włosy to dam Wam znać jak się sprawdziło.

Podsumowując ten produkt uważam za mój ostatni hit i jestem z niego niesamowicie zadowolona. Sprawdza się zarówno na ciele, włosach jak i ustach. Innych jego zastosowań jeszcze nie sprawdzałam, ale na pewno je wypróbuję bo jestem bardzo ciekawa jak się sprawdzi. Polecam go szczególnie posiadaczkom suchej skóry. Nie polecam osobą, które nie przepadają za tłustymi produktami. A do tego ten cudowny zapach. Po prostu uwielbiam ten produkt i jest on moim ostatnim ulubieńcem. I nie mówię tego wszystkiego tylko dlatego, że go dostałam. To masło jest naprawdę warte uwagi i godne polecenia. Polecam.

Zapraszam do drogerii marsylskie.pl. Można tam znaleźć naprawdę sporo ciekawych rzeczy.


A już niedługo specjalny post o maśle shea. Postaram się tez częściej pisać. Następny post, który mam w planach to denko :) Także zapraszam
Zakupy, paczki, paczuszki, czyli cała masa nowości

Zakupy, paczki, paczuszki, czyli cała masa nowości

Czas na podsumowanie miesiąca pod względem nowości kosmetycznych, które się u mnie pojawiły.



Zaciekawiło mnie kilka rzeczy z biedronkowej gazetki, więc musiałam się udać na małe zakupy. Serum do rzęs kupione za ok 7-8 zł i początkowo zastanawiałam się czy skład jest taki sam czy to jakaś tańsza wersja tego serum, ale jak się okazało skład jest identyczny jak serum z drogerii. Zdążyłam już otworzyć peeling z Bielendy i zapach ma boski. A kurację z Mariona kupiła już moja mama. Na początku myślałam, że olejek i ampułki to dwa osobne produkty, ale jak się okazało jest to zestaw i kosztował niecałe 7zł (miałam już te ampułki, ale kupowałam je same  za ok. 12-14 zł). Dlatego poprosiłam moja mamę, żeby zobaczyła czy jeszcze jest przy okazji jak będzie w Biedronce bo sama już nie miałam czasu, żeby tam iść. Saszetki z Biovaxu również dostałam w prezencie od mamy.

W Biedronce kupiłam też szczoteczkę do twarzy. 



Jak zwykle moja mama przywiozła mi spory zapas kosmetyków z DM-u. Jeżeli pamiętacie to jakiś czas temu rozwalił mi się pędzel z ebelina i dostałam od DM-u bon an 5 Euro. Nie było problemu z jego realizacją i za ten bon moja mama kupiła pędzel (tym razem inny) dwa szampony jabłkowe i żel pod prysznic. Reszta już kupiona osobno. 


Przybyło mi też sporo próbek balsamu pod prysznic nivea, balsamu antycellulitowego soraya i kremu sensitive od nivea. 


W Rossmannie była promocja na zestawy z Bielenda Professional Home Expert. Bielenda Professional są to kosmetyki przeznaczone do pielęgnacji w gabinetach kosmetycznych. Z tymi kosmetykami mam kontakt w szkole na pracowni kosmetycznej i są naprawdę świetne, dlatego na pewno zaopatrzę się w kilka rzeczy do domu. A Bielenda Professional Home Expert to linia profesjonalnych preparatów do użytku w domu. Jestem bardzo ciekawa działania tego zestawu i tego czy jest równie dobry jak te kosmetyki przeznaczone do użytku w salonach.


Tutaj niestety zdjęcie jest słabe, ale już nie chciałam go robić ponownie. W Naturze na promocji lakierów 1+1 gratis kupiłam dwa topy z efektami essence. 


A na poniższym zdjęciu to nierafinowane masło shea o zapachu waniliowym, które dostałam do testów od mydlarni www.marsylskie.pl. Dostałam też kupon rabatowy, który postaram się zrealizować bo widziałam kila naprawdę ciekawych rzeczy. Recenzja tego masła już wkrótce.


W tym miesiącu przybyło mi naprawdę duuuuużo kosmetyków. Nie wiem kiedy ja to wszystko zużyję. Zaczynam akcję intensywnego zużywania kosmetyków :D
Relacja z majowego spotkania blogerek w Czechowicach

Relacja z majowego spotkania blogerek w Czechowicach

W sobotę 24.05 miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu blogerek, które odbyło się w Czechowicach w restauracji Zeppelin. Do dyspozycji miałyśmy osobną salę w wyjściem na dwór. Nie znałam wcześniej tego miejsca, ale  od razu mi się bardzo mi się spodobało.
Na to spotkanie udałam się prosto z zajęć. Pogoda tego dnia była dosyć kapryśna bo ogólnie było gorąco, duszno i świeciło słońce, ale w trakcie mojej podróży zaczynało się chmurzyć i wiać, ale nie przeszkodziło mi to w dotarciu do celu. Początkowo bałam się, że się gdzieś zgubię bo nie znałam tej okolicy i sama tam nigdy nie byłam, ale udało mi się dotrzeć bez większego problemu.

Organizatorkami tego wspaniałego spotkania były Gosia i Aneta, które są sympatycznymi i wspaniałymi osobami, a z organizacją poradziły sobie wręcz wzorowo. Mam nadzieję, że uda Nam się kiedyś powtórzyć to spotkanie bo było naprawdę świetnie. 

W spotkaniu łącznie ze mną i dwiema wspaniałymi organizatorkami uczestniczyło 13 blogerek.


i Ja, Ola- www.mojakosmetycznapasja.blogspot.com


Na miejscu zostałam mile przywitana przez organizatorki i dostałam plakietkę z moim imieniem i adresem bloga. Fajna sprawa z tymi plakietkami bo ułatwiało to rozpoznawanie nowo poznanych osób, a nie ukrywam, że przy takiej ilości nowo poznanych osób ciężko byłoby mi spamiętać te wszystkie imiona i przypasować je do konkretnych blogów. 


Gdy już wszystkie dziewczyny dotarły na miejsce to mogłyśmy spokojnie usiąść przy stole. Zaczęłyśmy od krótkiego przedstawienia siebie i swojego bloga oraz słodkiego poczęstunku w postaci szarlotki z lodami oraz kawy.

Po tym mogłyśmy już ruszyć do stolika z wymianką "bierz co chcesz", na co niecierpliwie czekałyśmy. Udało mi się wypatrzyć kilka ciekawych rzeczy i mam nadzieję, że się u mnie sprawdzą. Sama niedawno robiłam porządki w kosmetykach, podczas których znalazłam sporo rzeczy, których nie chciałam lub się u mnie nie sprawdziły i nie wiedziałam co z nimi zrobić to właśnie nadarzyła się okazja, żeby się ich pozbyć. Zawsze lepiej przekazać je komuś innemu niż wyrzucić do kosza, więc przyniosłam swoją siateczkę z kosmetykami z pielęgnacji oraz kolorówki. Inne dziewczyny również przyniosły sporo rzeczy, więc stolik był praktycznie cały zapełniony. 


Po skończonej wymiance wróciłyśmy na swoje miejsca, a kolejną atrakcją naszego spotkania był pokaz kręcenia włosów na chustę, który zaprezentowała nam Dominika z bloga www.4cholery.blogspot.com.
Każda z Nas otrzymała po jednej chuście, ale niestety nie starczyło czasu na ćwiczenia tej metody. Mogłyśmy jednak zobaczyć jak to Wykonuje Dominika na dwóch modelkach, którymi były Ania (www.45stopni.blogspot.com) oraz Iza (www.jaskolcze-ziele.blogspot.com). Przed pokazaniem nam sposobu zaplatania włosów mogłyśmy jeszcze zobaczyć efekt tej metody na włosach Kasi (www.kasias1980.blogspot.com), u której Dominika zaplatała włosy na kilka godzin przed spotkaniem. 


Czas biegł strasznie szybko. A kolejną z atrakcji naszego spotkania było spotkanie z Panią brafitterką Moniką Niemiec, która prowadzi salon MiG w Katowicach. Jest to niesamowicie sympatyczna i pełna pasjo osoba, która zna się narzeczy i z pewnością można jej zaufać. Świetnie zna się na swojej pracy i poprowadziła specjalnie dla nas wykład o prawidłowym dobieraniu i zakładaniu biustonosza. Podczas tego wykładu pani Monika zaprezentowała nam kilka modeli biustonoszy (a niektóre z nich były naprawdę świetne) oraz z uśmiechem na twarzy odpowiadała na nasze pytania. Pani Monika jest przemiłą i sympatyczną osobą, której naprawdę miło się słuchało i z chęcią wybiorę się do jej salony, gdy tylko znajdę na to odrobinę czasu. Od Pani Moniki dostałyśmy również kupon -20 zł na wybrany biustonosz, więc warto skorzystać. Niestety ja mam ostatnio bardzo mało czasu. 


Całe spotkanie obfitowało w liczne rozmowy, plotki i masę uśmiechów. Było przesympatycznie i bardzo wesoło. A spotkaniu przyświecał wzniosły cel. Podczas tego spotkania zbierałyśmy bloki i kredki dla dzieci przebywających w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Akcja przeprowadzona pod patronatem Fyndacji Tak Dla Transplantacji  Sami zobaczcie ile rzeczy udało nam się zebrać:

 

Chociaż spotkanie miało być bezprezentowe to organizatorki zaskoczyły nas sporą ilością prezentów. Już kilka dni wcześniej przeczytałam, żeby się zaopatrzyć się w większą torbę. Dlatego wzięłam większą torebkę i myślałam, że się w nią zmieszczę (a miałam jeszcze trochę rzeczy ze szkoły), ale się pomyliłam. Na szczęście nie musiałam z tym wszystkim wracać autobusem, dlatego wielkie podziękowania dla Anety i Krzysztofa za podwiezienie. 


Dziękuję wszystkim za przemiłe spotkanie, wspaniałe towarzystwo i świetnie spędzony czas. Mam nadzieję, ze jeszcze się spotkamy.


A sponsorami tego spotkania byli:
  

Copyright © 2014 Moja Kosmetyczna Pasja , Blogger